Inspirujący Wschód Słońca, czyli jak przeżyć 30 wschodów słońca?
W zeszłym tygodniu udało mi się z sukcesem zakończyć mały blogowy projekt. Postanowiłam sobie w lutym, że przez trzydzieści dni roboczych będę wstawała razem ze słońcem i nagrywała dla Was inspirujący filmik.
Udało mi się sprostać wyzwaniu i dotrzymałam słowa. Na YouTube pojawiło się 30 krótkich filmików z serii Inspirujący Wschód Słońca.
Dzisiaj opowiem Wam o kulisach kręconego materiału i o tym jakie niespodzianki mnie spotkały podczas wyzwania.
Na końcu artykułu niespodzianka dla Was :-).
Dlaczego taka forma?
Przed wszystkim chciałam wypracować sobie nawyk wcześniejszego wstawania. Zawsze moim odwiecznym problemem był dzwoniący rano budziki i ciągła walka z sobą, by nie ustawić kolejnej drzemki i nie dospać jeszcze kilku minutek.
Poza tym od dawna chodziło mi po głowie oswojenie się z mówieniem do kamery. Nie mogłam się zmobilizować, by zacząć nagrywać filmiki. Dlatego zdecydowałam się połączyć dwa wyzwania za jednym zamachem.
Siła zobowiązania
Myślę, że nie udałoby mi się przygotować całej serii gdybym nie zobowiązała się do tego publicznie. Gdyby nie to, że obiecałam Wam przez 30 dni roboczych dodawać filmiki o wschodzie słońca, to na pewno porzuciłabym wyzwanie już po kilku nakręconych filmikach.
W sumie po trzech pierwszych filmikach miałam serdecznie dość i zastanawiałam się w co ja się wpakowałam?
Jednak moc słowa, które Wam dałam sprowadzała mnie na ziemię, by wytrwać i mimo wszystko zmobilizować się do wstania z łóżka i nakręcenia filmu.
Huston: mamy problem!
Żeby jednak nie było, że wszystko poszło tak różowo i gładko jak byście mogli się spodziewać, opowiem Wam o przygodach, które spotkały mnie podczas przygotowywania serii.
Internet
Pierwszą niespodzianką jaka spotkała mnie podczas tworzenia serii Inspirujący Wschód Słońca był problem, a właściwie problemy z połączeniem internetowym.
Wiem, że moje połączenie nie należy do najszybszych na świecie, jednak to co się z nim działo podczas ładowania filmu na YouTube naprawdę wywoływało moje głębokie wzburzenie.
Połączenie zrywało się co kilka minut i dzięki temu czas ładowania filmu na YouTube zwiększał się dwukrotnie, a czasem nawet trzykrotnie.
Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy filmik załadował się bez przeszkód.
Na szczęście w lutym zaczęły się w mojej miejscowości prace nad położeniem linii światłowodu. Także jeszcze jakieś pół roku i skończą się moje męki z obecnym dostawcą Internetu.
Program
Żebym nie czuła się zbyt pewnie, co drugi dzień program do montażu filmów wyrzucał serię ciekawych błędów. Filmik był zmontowany, ale nie dało się go renderować … i tak za kolejną n-tą próbą w końcu się udawało.
Jednak czasami taka zabawa trwała przez dobrą godzinę.
Te dwa powyższe przypadki zmusiły mnie do tego, by filmiki nagrywać nie o wschodzie słońca, a dobrą godzinę przed nim. Dlatego musiałam wstawać wcześniej niż to było zaplanowane, jeśli chciałam, by mój filmik pojawił się w Internecie około 8 rano, a nie o 10!
Kamera
Z kamerą większych problemów nie było. Ze dwa razy miała jakieś wahania nastroju. Raz nagrała mi filmik całkowicie nieostry, a drugi raz nie chciała widzieć karty sd, na którą nagrywałam filmy.
Jakość filmików byłaby też lepsza, gdybym miała odpowiednie oświetlenie. Niestety korzystałam tylko z lamp zamieszczonych w pokoju.
Wygląd
Wyzwaniem dla mnie było też doprowadzenie swojego wyglądu do porządku w bardzo krótkim czasie.
W końcu nie przywykłam do tego, by zaraz po wstaniu z łóżka przystępować do nagrań. Z czasem udało mi się wypracować szybki system ogarniania samej siebie i doprowadzania się do użyteczności.
Jednak w kilku odcinkach i tak wyglądam na maksymalnie zaspaną i niezdolną do życia :-).
Presja czasu
Trochę deprymująco działała na mnie presja czasu. Cały czas miałam w głowie, że muszę się pospieszyć, że nie zdążę z filmikiem na czas.
Przez to jakość samych filmików, jak i ich montażu pozostawia wiele do życzenia.
Strefa czasowa
Miałam też ciekawe przygody ze strefą czasową w YouTube. Okazało się, że moje filmiki nie dodają się w naszej, polskiej strefie czasowej, tylko w strefie GMT-8 … . Dzięki temu w pierwszych filmikach data publikacji była o 8 godzin wcześniejsza … .
Dzięki czujności Sylwii udało mi się zauważyć problem.
Okazało się, że mój YouTube był ustawiony na Afganistan … . Zmiana kraju pomogła, ale tylko trochę. Przed publikacją każdy filmik trzeba było edytować i poczekać kilka sekund na wskoczenie właściwej strefy czasowej.
Pierwszy tydzień vs ostatni
Myślę, że zrobiłam spory postęp. Gdy porównuję pierwsze filmiki z ostatnimi, widzę, że zmieniło się wiele na plus.
Przede mną jednak jeszcze długa droga do tego, by osiągnąć perfekcyjne filmiki.
Scenariusz
Udało mi się wypracować nawyk tworzenia ramowego scenariusza tego, co ma się znaleźć w każdym z odcinków. Przygotowywałam sobie na papierze materiał na kilka odcinków do przodu i kiedy nadchodziła godzina nagrania, byłam mniej więcej gotowa do tego, by mówić.
Czego się nauczyłam?
Przede wszystkim nauczyłam się wcześniej wstawać. W ostatnich dniach nagrywania budziłam się kilka minut przed budzikiem.
Do tej pory wcześniejsze wstawanie nie stanowi dla mnie problemu. Przez pierwsze dwa tygodnie było mi naprawdę bardzo ciężko porzucić ciepłą kołderkę na rzecz pobudki i nagrania, ale nie poddałam się.
Poza tym oswoiłam się z kamerą. Już nie przeraża mnie tak bardzo.
Zanim rozpoczęłam nagrywanie, pojawiły się w mojej głowie pewne obawy. Poniżej kilka słów o nich, a także o tym jak się one miały do rzeczywistości.
– wszyscy nagle zaczną mnie oglądać
Cóż … fajnie by było, jakby to tak działało. Niestety … niepotrzebnie się obawiałam. Trudno było osiągnąć więcej niż 20 wyświetleń każdego z filmików. Choć były i takie, co tych wyświetleń zaliczyły dużo więcej.
Spotkałam się jednak z pozytywną reakcją znajomych w świecie realnym. Usłyszałam wiele miłych i ciepłych słów. Czułam, że ludzie naprawdę mi kibicują.
– nie potrafię się wypowiadać przed kamerą
No nie potrafię i co z tego? Skoro inni mogli się tego nauczyć, mogę i ja. Na początku było tragicznie, ale z czasem – z każdym kolejnym nagraniem – coraz lepiej.
– zaśpię
Akurat … adrenalina związana z porannym nagrywaniem i silne poczucie obowiązku nie dałymi mi zaspać ani razu.
– paraliżuje mnie strach, gdy tylko świeci czerwona dioda nagrywanie
Na początku tak było, z czasem przestałam zwracać uwagę na światełko i kamerę w ogóle.
UWAGA!!!
Tymczasem obiecana niespodzianka – filmik z najzabawniejszymi scenami, które uchwyciła moja kamera. Zapraszam na making off 🙂.
To by było na tyle mojego podsumowania serii Inspirujący Wschód Słońca. Mam nadzieję, że podobała się Wam.
Pozdrawiam ciepło i wiosennie!
Te publiczne zobowiązania… coś o tym wiem hehe. It works. !!!
Oh yeah!!! Mają moc, mają moc!
Gratuluję!
Dziękuję 🙂
Za słowo „zasubskrybuj” bez pomyłki szacunek:)
A poważnie, publiczne zobowiązania są najlepsze, bo najtrudniej jest się z nich wycofać. Chyba muszę to wprowadzić u siebie…
Szczerze mówiąc … trochę czasu potrwało zanim nauczyłam się bezbłędnie wymawiać to słowo 😀
Super wyzwanie! Bardzo mi się podoba. Potrzebuję identycznego wyzwania, bo poranne wstawanie to dla mnie koszmar. I obiecuję sobie tą kamerkę włączyć już od prawie roku. Myślę, że jak już spróbuję, to nagrywanie bardzo mnie wciągnie 🙂
Tak, nagrywanie bardzo wciąga :-). Czekam na Twoje filmiki :-D, :-*