Mały Książę, bajka PRZEDE WSZYSTKIM dla dorosłych.

mały książę


Jestem na świeżo po obejrzeniu filmu „Mały Książę”. Od dziecka urzekała mnie książka Antoine de Saint Exupery. Nie do końca wiedziałam czego się spodziewać po filmie, czy spełni moje oczekiwania? Czy po raz kolejny stwierdzę, że książka była lepsza niż jej ekranizacja? O tym w dzisiejszym artykule.

Moja fascynacja „Małym Księciem” sięga czasów szkolnych. W dawnych i zamierzchłych czasach, gdy komputery nie były aż tak popularne, a dni zdawały się być dłuższymi niż teraz, zetknęłam się po raz pierwszy z tą książką. W pierwszej chwili nie do końca rozumiałam jej przesłanie, w końcu byłam wtedy małą dziewczynką. Jednak za drugim podejściem, gdy trochę podrosłam potrafiłam już odczytać ukryty sens książki i docenić jej wielką wartość.

Potem już jako maturzystka również byłam blisko z „Małym Księciem” – był jedną z głównych książek, o których opowiadałam w mojej prezentacji maturalnej. Wtedy zachłysnęłam się dość mocno jego przygodami i obiecałam sobie, że nie pozwolę sobie na to, by zapomnieć jak to jest być dzieckiem. Że nigdy nie stanę się taka jak dorośli. Przyszedł czas rozliczenia moich młodocianych obietnic. Jednak zanim o tym napiszę, opowiem Wam parę słów o samym filmie.

Poniżej zdradzam nieco akcji samego filmu. W mediach nazywa się to spoilerem, więc jeśli nie chcecie poznać szczegółów filmu, przed jego obejrzeniem, to przejdźcie od razu do podsumowania pod artykułem.

System i korpoludki

Przede wszystkim sam film jest dość mocno anty systemowy. Pokazuje jak wygląda życie większości ludzi na świecie. Uświadamia, że są tak naprawdę małymi trybikami w sprawnie działającej maszynie, a młode jednostki są przygotowywane do sprawnego wejścia do systemu.

Film wychodzi nieco poza ramy samej książki. No dobrze, bardzo mocno wychodzi poza ramy książki. Na samym początku poznajemy małą dziewczynkę, której mama jest częścią dobrze działającego systemu. Pracuje w korporacji. Jest tam kimś ważnym. Pragnie dla dziewczynki jak najlepiej, by poszła do jak najlepszej szkoły. Jednak, aby poradzić sobie w nowej szkole, dziewczynka przez całe wakacje musi codziennie uczyć się od rana do wieczora materiału szkolnego (zero przyjaciół, zero czasu wolnego, tylko nauka …. przez całe wakacje, wyobrażacie sobie to?). Jej mama cały czas powtarza, że to dla jej dobra, że to jej przyszłość i jej życie. Wszystko dziewczynka ma rozpisane na tablicy z przyczepionymi magnesami. Wstaje zgodnie z budzikiem, prawie że na akord je śniadanie, myje zęby, gdy przypomnienie w zegarku pika siada w ustalonym czasie do nauki – i tak przez cały dzień.

Jedynym problemem obu pań jest fakt, że przeprowadziły się na nowe miejsce, a sąsiadem jest starszy pan, który całkowicie odstaje od systemu i wszystkiego co z nim związane. Żyje swoim życiem.

Starszy pan zaprzyjaźnia się z dziewczynką – okazuje się, że jest pilotem samolotu. Tak, tym samym pilotem, który spotkał Małego Księcia wiele lat wcześniej. Pokazuje dziewczynce swoje wspomnienia o Małym Księciu, spisane na kartkach w formie historii. Dziewczynka przeżywa zachwyt przygodami pilota i wbrew woli matki spotyka się ze starszym panem i oddaje się dziecięcym zabawom, zamiast uczyć się zadanego materiału.

„Seksmisja” i pigułka na popęd do kariery.

Miało być o „Małym Księciu”, a Ty tutaj wyjeżdżasz z „Seksmisją”? O co chodzi?

Czy pamiętacie polską komedię „Seksmisja”? Tam ukazany jest świat kobiet, które co pewien czas dostają przypomnienie „Weź pigułkę! Weź pigułkę!” Ta pigułka ma zastąpić ich popęd seksualny na popęd do kariery.

W „Małym Księciu”, teoretycznie bajce dla dzieci, nie było mowy o takich scenach. Jednak podobny system był pokazany. Wszyscy gonili za pieniądzem, za karierą, za spełnianiem oczekiwań własnych ludzi. Przez to nie byli naprawdę sobą. Oddalali się od siebie, cierpiały na tym ich relacje z własnymi dziećmi. Jednak byli pewni, że to, co robią, jest słuszne. Że tak właśnie ma wyglądać przygotowanie dzieci, na zetknięcie z systemem.

Postać pilota – bo przecież każdy z nas ma w sobie coś z dziecka …

Filmowy pilot zestarzał się w porównaniu do pilota z książki. Jednak nie utracił nic ze swojej radości życia i młodzieńczego postrzegania świata. Dziewczynka odnalazła w nim kompana do zabaw. Pilot pokazał jej, co to znaczy naprawdę być dzieckiem. Tak jak kiedyś rozmawiał z Małym Księciem, tak teraz opowiadał dziewczynce swoją historię, feralny lot nad pustynię i spotkanie z niezwykłym blondynkiem.

Zabicie indywidualności kontra opowieść o przyjaźni i miłości

Film pokazuje dużo bardziej jaskrawo niż książka walkę pomiędzy tym, że warto mieć przyjaciół i kochać ludzi

„Tymczasem jesteś dla mnie jakimś chłopcem podobnym do stu tysięcy innych chłopców. I nie jesteś mi potrzebny. Także i ja nie jestem tobie potrzebny. Jestem dla ciebie tylko jakimś lisem podobnym do stu tysięcy innych lisów. ale jeśli mnie oswoisz, będziemy potrzebowali siebie nawzajem. Staniesz się dla mnie kimś jedynym na świecie” – Antoine de Saint Exupery

a tym, że ludzie stają się szarą masą, która nie potrafi ani na chwilę się zatrzymać, by poznać otaczający wokół świat

„Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół” – Antoine de Saint Exupery

Film daje dużo do myślenia nad tym, że

„Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich pamięta o tym” – Antoine de Saint Exupery

Z filmu wynika jasno, że jeżeli zapomnimy o tym co naprawdę ważne. O tym co widzą dzieci. Przestaniemy być naprawdę sobą. Zapomnimy o swoich prawdziwych uczuciach i dążeniach. Staniemy się bezmyślnym elementem systemu, któremu nie zależy na indywidualności.

Co by było gdyby Mały Książę jednak dorósł? A Róża przeminęła z wiatrem?

Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym jak potoczyły się dalej losy Małego Księcia i Róży?

Ja nie! Aż do momentu obejrzenia filmu. Tam reżyser poszedł nieco dalej niż opowieść zawarta na kartach książki i pokazał nam Małego Księcia jako dorosłego człowieka.

Jak do tego doszło? W chwili, gdy pilot znajdował się na łożu śmierci, dziewczynka postanowiła odnaleźć Małego Księcia, by dać pilotowi, jak i samej sobie, odpowiedź na pytanie czy Mały Książę odnalazł swoją Różę?

Co się okazało?

Okazało się, że Mały Książę ZAPOMNIAŁ o swojej Róży i wpadł w szpony systemu! Zaczął pracować dla Bankiera z jednej z planet (tego samego, który liczył gwiazdy podczas podróży chłopca na Ziemię)!

Wyobrażacie sobie Małego Księcia jako dorosłego? I to w dodatku nie pamiętającego o tym jak był małym chłopcem i o tym, że miał Różę?

No tragedia … całkowite rozbicie! Wraz z małą dziewczynką przeżywałam katusze i zadawałam sobie pytanie: ale jak to możliwe, że Mały Książę to teraz Pan Książę?

Na szczęście Mały Książę bardzo szybko sobie przypomniał kim jest i razem z dziewczynką postanowił obalić system na planecie Bankiera. Czy udało im się to w 100%? Nie do końca, ale na szczęście udało im się uciec i odnaleźć planetę z Różą, gdzie Pan Książę na powrót stał się Małym Księciem.

Tutaj też czekało mnie rozczarowanie … Mały Książę zdjął klosz z Róży i … okazało się, że zwiędła! Jej płatki uleciały wraz z wiatrem. Dziewczynka nie mogła pogodzić się z tym nieszczęśliwym dla Księcia rozwiązaniem. Jednak on pogodził się ze stratą i cieszył się z tego, że przypomniał sobie kim naprawdę jest. To była też doskonała lekcja dla dziewczynki, jeśli chodzi o przemijanie ludzkiego życia.

Na szczęście mama dziewczynki też przeszła swoją przemianę i zrozumiała, że w życiu liczą się także inne wartości niż tylko pęd do kariery.

Podsumowanie

Do tej pory traktowałam „Małego Księcia” tylko i wyłącznie jako mądrą książeczkę o przyjaźni i miłości. Jednak po filmie zrozumiałam, że jest w tej opowieści o małym, złotowłosym chłopcu zawarte dużo więcej ukrytego sensu niż mogłabym przypuszczać.

Po pierwsze uświadomiłam sobie ponownie jak wielką wartość w życiu stanowi przyjaźń i miłość. Jak głębokie są to uczucia i jak wiele dla mnie znaczą najbliżsi mi ludzie – rodzina i przyjaciele.

Po drugie stwierdziłam, że pomimo upływu czasu udało mi się zachować w sobie bardzo dużo z dziecka. Nadal nie brakuje mi dziecięcej ciekawości i radości z odkrywania świata. Potrafię bez problemu zachwycić się zachodem słońca, kroplą rosy o poranku, czy mrówką niosącą źdźbło trawy. Jednak upływający czas zrobił też swoje, jest wiele rzeczy, o których zapomniałam i trzeba coś nie coś naprawić, by nie pójść w złą stronę – utraty dziecięcej świeżości postrzegania.

Po trzecie zdałam sobie sprawę, że do tej pory nie zauważałam w „Małym Księciu” wątku przemijania. A przecież jest tam tak bardzo wyraźnie opisany! W końcu Mały Książę opuścił naszą planetę ugryziony przez jadowitego węża. Jak mogłam tego do tej pory nie zauważyć? Wszystko przemija i trzeba pogodzić się ze stratą. Nic nie trwa wiecznie. Każda chwila jest cenna. Nie będzie dwóch tych samych momentów. Dzień dzisiejszy jutro będzie tylko wspomnieniem.

Po czwarte postanowiłam sobie odpowiedzieć na pytania: Gdzie teraz jestem? I gdzie chcę być w najbliższej przyszłości? Czy to co robię ma sens? Czy jestem naprawdę sobą? Czy nie dorosłam zbyt szybko? Czy nie zapomniałam o tym jakim dorosłym chcę być?

To, że film „Mały Książę” zmusił mnie do głębszych refleksji na temat życia, bycia tu i teraz i przemijania trzeba mu zaliczyć jako wielki plus. Czy jest lepszy od książki? Trudno powiedzieć. Myślę, że jest jej doskonałym uzupełnieniem.

Rzadko kiedy zdarza mi się płakać na filmach. Na tym filmie kilkukrotnie uroniłam łzy wzruszenia. Najciekawsze dla mnie było to, że po seansie wszyscy dorośli, którzy byli na sali wycierali oczy i siorbali. Dzieci chyba tak bardzo nie przejęły się całą historią. Jednak dorośli byli wyraźnie poruszeni tym co zobaczyli i usłyszeli. Ja sama po seansie przez kilka minut nie mogłam powiedzieć ani słowa z głębokiego wzruszenia. Także zdecydowanie warto było pójść na seans!

Bo

„Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.” Antoine de Saint Exupery

A Ty Drogi Czytelniku jaki dobry film ostatnio obejrzałeś i mógłbyś mi polecić?

Uff! Jeśli czytasz te słowa to znaczy, że przebrnąłeś przez cały artykuł. Cieszy mnie to bardzo. Podobał Ci się artykuł? Daj o nim znać znajomym!

Komentarzy: 5

  1. Gosia 22 października 2015 o 13:47

    Lubię i cenię takie filmy 🙂 Ja może się podzielę nie świeżo obejrzanym lecz jednym z tych, które najbardziej zgięły mi kolana : ,,Życie jest piękne,, reż. Roberto Benigni. Polecam mucio mucio…

    • Paulina 22 października 2015 o 15:15

      Muszę koniecznie zapoznać się z tym filmem 🙂

  2. Gosia L. 22 października 2015 o 17:01

    Obiecuję sobie już od dłuższego czasu, że obejrzę ten film, ale ciągle coś mi wypada. To takie popadanie w system… praca, obowiązki, a kiedy wreszcie jest wolna chwila to nie potrafię się zrelaksować tylko szukam dla siebie innej pracy. Bo przecież samo się nie zrobi, czas to pieniądz itd. A w domu praca zawsze się znajdzie…

    • Paulina 22 października 2015 o 19:58

      Wiadomo, w domu zawsze znajdzie się coś do zrobienia. Jednak czasami relaks bywa zbawienny – po dobrym filmie (czy innej formie relaksu) wraca się do obowiązków ze zdwojoną siłą :-).

  3. Magdalena Anna 27 października 2019 o 12:00

    Piekny film rozkleilam sie bez pamieci obuczil we mnie tyle wspomniej i uczuc ze ciezko mi sie az uspokoic

Pozostaw komentarz